Konie w służbie salinarnej

14 marca 2002 roku, tuż przed północą wywieziono na powierzchnię klacz o imieniu Baśka, która przez 13 lat pracowała w podziemiach kopalni wielickiej. Zakończyła się bardzo długa, bo trwająca około 5 wieków, epoka wspierania w żupach krakowskich podziemnego górniczego trudu siłą pociągową koni. Dodajmy, że znacznie wcześniej, bo ponad 50 lat temu, ostatni koń „Kuba” opuścił wyrobiska saliny bocheńskiej.
Koń „Kuba” kopalnia soli w Bochni, fot. Władysław Gargul
Duże wątpliwości nawet wśród historyków budzi czas rozpoczęcia przez te zwierzęta podziemnej służby. Jedni twierdzą, iż miało to miejsce już na początku XVI w., inni lokują to wydarzenie prawie 100 lat później. „Opis żup krakowskich z 1518 r.” wydaje się być pod tym względem jednoznaczny, wymieniając konie „kieratne” i „dolne”. Zaprzęgi zatrudnione w wyrobiskach kopalnianych wspomagały transport poziomy i wieloetapowy transport pionowy.
Regularne ilościowe informacje o pracy koni w żupach krakowskich pojawiają się w XVI w. Kopalnia wielicka utrzymywała wówczas łącznie od około 30 do ponad 90 zwierząt. Na nieco tylko niższym poziomie liczby te kształtowały się w żupie bocheńskiej. Trzeba jednak zaznaczyć, że obok prac na dole, znaczna ich część obsługiwała kieraty nad szybami dziennymi oraz przewóz soli do portów załadunkowych nad Wisłą. W następnych dwu wiekach liczba tych zwierząt w kopalni bocheńskiej kształtowała się na poziomie około 50, w Wieliczce zaś okresowo znacznie przekraczała setkę. Nie były to ilości duże – jeżeli porównamy je z liczbą koni pracujących w śląsko – krakowskich kopalniach rud ołowiu. Tam bowiem już w połowie XVI w. w samym Olkuszu pracowało, głównie przy kieratach odwadniających, około 600, a w Tarnowskich Górach 700 koni.
Kierat konny, koniec XVII w., fot. Bartosz Papież
Zwierzęta pociągowe raz opuszczone do kopalni spędzały tam już niemal całe życie. Tylko w wyjątkowych przypadkach, na pewien czas, wyciągano je na powierzchnię. Do 1772 r. trudne są do ustalenia proporcje koni pracujących pod ziemią do zatrudnionych na powierzchni. Dopiero skrupulatności administracji austriackiej zawdzięczamy tego rodzaju dane, i tak przykładowo w 1782 r. w Wieliczce transport podziemny obsługiwał tabor składający się z 60, a kieraty zlokalizowane na powierzchni 46 koni, w Bochni natomiast pracowało odpowiednio 20 i 40 zwierząt. Doskonalone konstrukcje kieratów na przełomie XVIII i XIX w. i pogłębiane szyby dzienne umożliwiały bezpośredni transport soli na powierzchnię, nawet z najniższych wówczas kondygnacji kopalni. Zmiany te ograniczały zapotrzebowanie na „konie dolne”. Zasadniczy przełom w tej materii nastąpił jednak dopiero w latach 60 tych XIX stulecia. Wówczas to rozpoczęto budowę kolei podziemnej i instalowanie parowych maszyn wyciągowych nad szybami. Zanikła kategoria „koni kieratnych” a niepomiernie wzrosła wydajność tych, które zatrudnione były przy podziemnym transporcie poziomym. Pod koniec tegoż stulecia – przy szybko wzrastającej produkcji, między innymi w związku z rozwijającym się zapotrzebowaniem na sól przemysłową – było na dole już tylko od 8 do 15 koni. Na powierzchni, tzw. „koni światowych” było zaledwie 6. Zatrudnione były przy pracach pomocniczych: transporcie materiałów czy w zaprzęgach dla dozoru górniczego. Pojawiła się natomiast przejściowo w liczbie 8 nowa kategoria: „konie wagonowe”. Do czasu zaprowadzenia parowozowego manewrowania na powierzchniowej kolei salinarnej, przeciągały one wagony ze stacji Wieliczka pod szyby Regis, Kinga i Kościuszko oraz Urząd Sprzedaży Soli na Turówce.
Trybarze, mal. Alfons Długosz
Po I wojnie światowej w ramach szeroko zakrojonej mechanizacji prac, następują istotne zmiany w transporcie podziemnym. Praca koni, ciągnących zestawy wagoników z solą lub materiałem podsadzkowych do zabezpieczania komór, zastępowana jest systematycznie najpierw lokomotywami o napędzie elektrycznym, później akumulatorowymi. Po II wojnie światowej pomagały one górnikom już tylko przy pracach remontowych i to w miejscach trudnych dla wprowadzenia mechanizacji. Początkowo żupa wielicka utrzymywała na dole cztery konie, od lat 70. ich liczba maleje do dwóch. Ostatnio pracował już tylko jeden. Również cztery konie znajdowały się w latach 50. XX w. w podziemiach kopalni bocheńskiej. Ostatni z nich zakończył tam swoją służbę w 1961 r.
Wieliczka. Kopalnia soli. fot. Wojciech Rusecki
Wieliczka. Kopalnia soli. fot. Wojciech Rusecki
Praca koni w kopalni była niewątpliwie ciężka. Trzeba na nią jednak spojrzeć i od tej strony, iż jako zwierzęta pociągowe są one już ze swej natury przystosowane od zwiększonego i monotonnego wysiłku. To obserwując ich możliwości ludzie ukuli powiedzenia „Silny jak koń” czy „Pracować jak w kieracie”. Z drugiej strony już w okresie staropolskim obserwujemy stałą troskę władz żupnych o należyte ich wyżywienie, warunki pracy i odpoczynku. Między innymi określały je bardzo szczegółowo, opracowywane przez komisarzy królewskich od końca XVI w., „Instrukcje górnicze”, odpowiednik dzisiejszego, jakże rygorystycznego Prawa Geologiczno – Górniczego. Także współcześnie zasady pracy koni określał szczegółowy regulamin zatwierdzany przez władze górnicze. Zgodnie z postanowieniami zapisanymi w „Instrukcjach górniczych” ogólny nadzór nad tymi zwierzętami sprawował koniuszy. Bezpośrednia opieka powierzana była specjalnej kategorii robotników zwanych trybarzami. Warto zaznaczyć, że to określenie przetrwało w zaszeregowaniu pracowników kopalni aż do lat 60. XX w. To do ich obowiązków należało doglądanie, żywienie i pojenie koni, dbanie o porządek w stajniach i doprowadzanie do miejsc pracy. Szczególna odpowiedzialność spoczywała na trybarzach dolnych, opiekujących się końmi pracującymi pod ziemią. Obok wspomnianych podstawowych czynności należało do nich opuszczanie koni szybami i praca z nimi przy transporcie soli i rumów skalnych. Największy nacisk wspomniane przepisy kładły na zapewnienie bezpieczeństwa zwierzętom w nietypowych dla nich podziemnych warunkach. Wszelkie zaniedbania tej kategorii pracowników podlegały karze pieniężnej, a za trzecim razem – wydaleniem ze służby. Wynikłe z nich ewentualne szkody finansowe dla skarbu królewskiego należało pokryć z własnej kieszeni, a w przypadku braku takich możliwości groziła trybarzom surowa kara cielesna. Pomimo tak precyzyjnych uregulowań prawnych to właśnie trybarze doprowadzili do jednej z największych katastrof w Wieliczce. Opuszczając w grudniu 1644 r. szybem Boner siano zaprószyli ogień do kopalni. Trwający 8 miesięcy pożar, brzemienny w tragiczne skutki dla podziemnych wyrobisk i powierzchni, kosztował życie wielu górników oraz 6 koni.
Koń Drab w stajni na poziomie IV kopalni wielickiej, rok 1982
Zwierzęta pracujące pod ziemią otaczano szczególną troską. Przejawiała się ona między innymi w urządzaniu im wygodnych i suchych stajni. Pomiędzy coraz liczniejszymi poziomami budowano specjalne, bezpieczne trakty komunikacyjne, zwane „Końskimi drogami”. Określano i dbano o właściwe normy żywieniowe, ustanawiając między innymi dla „koni dolnych” dwukrotnie większą ilość obroku niż dla zaprzęgów powierzchniowych. Już w XVIII w. miały zapewnioną stałą opiekę ze strony lekarza, wówczas zwanego konowałem i kilku kowali. Cieszyły się tam na ogół dobrym zdrowiem. To właśnie bardzo dobre wyniki specjalistycznych badań stanu ich dróg oddechowych, prowadzonych na początku lat 50. XX w. dały impuls do dalszych analiz i rozpoczęcia w 1958 r. w Wieliczce podziemnej klimatoterapii. Należy też dodać, że wbrew dawnym i współczesnym opisom, konie w ciągu wieloletniej pracy w kopalniach nigdy nie ślepły.
Szczególne środki ostrożności podejmowano przy opuszczaniu koni pod ziemię. W XVII w. używano do tego celu skrzyń, a w następnym stuleciu skonstruowano specjalną uprząż z konopi zwaną szlągiem. Na przełomie XIX i XX stulecia nad szybem Boża Wola funkcjonowało urządzenie służące tylko i wyłącznie do transportu tych zwierząt. Koń raz opuszczony na dół przebywał tam najczęściej bez przerwy, aż do kresu swych możliwości fizycznych. W XIX w. nawet coroczne wojskowe komisje kwalifikacyjne, określające przydatność koni w armii w przypadku szerszego konfliktu zbrojnego, zjeżdżały na badania do kopalni. Czas służby zwierząt na dole był bardzo zróżnicowany. Zdarzały się jednostki, które nie ukończyły 10 lat i już były niezdolne do pracy z powodu przesilenia lub ciężkiej choroby. Byli też rekordziści, opuszczający dół po przekroczeniu 24 lat (co w przypadku tych zwierząt jest wiekiem sędziwym), mający za sobą ponad 20 lat nieustannego podziemnego trudu. Niezdolne do pracy zwierzęta żupy sprzedawały na licytacjach. 100 lat temu w Wieliczce odbywały się one przy stajniach salinarnych usytuowanych obok Pałacu Konopków. Młode i silne konie nabywano na potrzeby kopalni na lokalnych targach i u pobliskich ziemian.
Obecnie górnicy pracują nadal, pozbawieni już swych wielowiekowych sprzymierzeńców.


Autor: Józef Charkot, Dział Historii i Kultury Materialnej Górnictwa